Na początek ciasto kruche.
Klopsiula znalazła w Internecie przepis na kruche ciasto na smalcu. Przyznam, że od tego momentu polubiłem kruche ciasta i ten przepis uznaję za najlepszy. Czyli:
- 3 szklanki mąki
- 3 łyżki smalcu
- 1 łyżka margaryny
- 3 jaja
- 1 szklanka cukru
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
Zmieszać, potrzymać w lodówce, rozwałkować, wyłożyć na formę do tarty.
Mirabelki wydrylować (wiem wiem, upierdliwe) i wyłożyć na ciasto. Było ich chyba grubo ponad pół kilo.
Teraz 1.5 szklanki cukru rozpuścić w lekko podgrzanych 100g margaryny (albo masła). Powstały sos lekko ostudzić (ale żeby nie zgęstniał) i wbić dwa jajka (i od razu rozmieszać dokładnie - jajka można utrzepać przed połączeniem z masą.).
Sosem równomiernie polać owoce.
Przyznaję się bez bicia że to moja pierwsza tarta (Klopsiula ma za to spore doświadczenie) i trochę nieestetycznie zawinąłem ciasto zamiast po prostu przyciąć. Niech was nie zraża efekt wizualny; to naprawdę niesamowite ciasto, przepyszne, przekwaśne, przesłodkie.
W jakimś przepisie widniał crème pâtissière jako "wypełniacz", ale mam pewne wątpliwości, czy to właściwy pomysł w przypadku mirabelek.
Piec 35-40 minut w 170 stopniach.
Smacznego.
bardzo lubię mirabelki, w tarcie muszą być pyszne :)
OdpowiedzUsuńDzisiaj chyba dozbieram owoców na kolejną tartę i może jeszcze na konfiturę. Klopsiula obiecała, że pomoże mi drylować.
OdpowiedzUsuńPolecam tę tartę. Chętnie poznałbym oryginalne, francuskie przepisy.