Teraz oboje jesteśmy z Klopsiulą u naszych wschodnich sąsiadów, gdzie dopingujemy moją siostrę w jej zmaganiach ze skutkami ubiegłorocznego wypadku.
Dziś parę zdjęć margherity upieczonej przed wyjazdem.
Materiał na ten wpis miałem zawczasu przygotowany. Niestety nowych wpisów najprawdopodobniej nie będzie przez najbliższe dwa tygodnie.
Podobno Margherita wzięła swoją nazwę od imienia królowej Włoch, tak przynajmniej twierdzi Wikipedia, a jej kolory mają przypominać barwy narodowe Włoch.
Tak też jest w istocie, co czyni margheritę niezwykle atrakcyjnym wizualnie plackiem. Sama pizza też jest niezwykłym przykładem na to, jak cenna w kuchni bywa prostota. Margherita to moja ulubiona pizza. Tłusta i syta mozzarella, pomidor i zioła, a także mocno wyczuwalny smak drożdżowego ciasta.
Kiedyś, w początkach kariery pizzy w Polsce margherita była tą najuboższą i najmniej chętnie spożywaną pizzą, głównie ze względu na grube zapiekankowe ciasto i nieodpowiedni ser, którym z reguły był morski albo salami. Stąd nazbyt przeciętny smak potrzebował uatrakcyjnienia w postaci góry dodatków. I tak wielu z nas zostało do dziś, że w pizzerii wybieramy placki najbardziej "załadowane".
Polecam jednak powrócić na chwilę do margherity - szczególnie we własnym wydaniu.
Składniki:
- sos = przecier + sól + pieprz + czosnek + oliwa + oregano
- ciasto (kliknij tutaj - wcześniejszy przepis)
- do 10 dag sera mozzarrella (koszt oscyluje już wokoło 20 zł/kg)
- oregano - najlepiej świeże
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz