poniedziałek, 31 grudnia 2012

Zupa Solanka

No proszę! Pierwsza zdaje się zupa na tym blogu.
Wspomnianą zupę znałem z opowieści taty z czasów, kiedy bywał w "bratnim kraju", jednak przez długi czas nie mogłem jej sobie nawet wyobrazić. Tata wspominał, że wybrał się kiedyś z wujkiem do baru chyba w Leningradzie, a że było już późno, to i asortyment był mocno uszczuplony. Solanki jeszcze trochę zostało, więc zamówili. Podobno była świetna, chociaż zamiast oliwek, które nadają tej zupie jej charakterystyczny aromat, były jedynie pestki, widocznie wskazujące na to, że ktoś je wcześniej pozbawił miąższu używając zębów. Wujek, chyba z lekką nostalgią, gotuje od święta solankę. I przy okazji minionych świąt też ugotował, co przypomniało mi, że jeszcze latem ukisiłem trzy słoiki zielonych pomidorów właśnie z myślą o Niej.




Oczywiście bez kiszonych pomidorów można się obyć, wystarczą kiszone ogórki. Jednak pomidory zachowują swoją konsystencję mimo kiszenia, w dodatku są kwaśniejsze, a jednocześnie trochę słodkie. Kisi się je tak samo jak ogórki, dokładnie tak samo. Tylko trzeba mieć dostęp do zielonych jeszcze pomidorów. Ja swoje zerwałem na progu ich dojrzałości, gdy już zaczynały zmieniać kolor na żółty.


Solanka to zupa dość mięsna, można powiedzieć, że jest czymś pomiędzy zupą gulaszową, a barszczem albo ogórkową. Ale to jednak mimo wszystko trochę mylące porównanie.

Potrzebne będzie sporo mięsa. Klopsiula kupiła:
  • Ok 30 dag wołowego szpondra
  • Ok 20 dag karkówki
  • ćwiartkę kurczaka

Ponadto świetnie pasują tu wędliny. Może być kiełbasa, albo jak w niniejszym przypadku - parówki (sic!).
Na youtubie widziałem nawet mówiącego po rosyjsku kucharza, który do solanki wrzucał coś co wyglądało jak niezbyt atrakcyjny lanszmit (luncheon meat), a potem, o zgrozo, coś co przypominało czarny salceson.

Mięso gotowałem w kolejności od najtwardszego (szponder) do najmiększego (kurczak) wrzucając je w odstępach około półgodzinnych. Po ugotowaniu mięso wyjąłem.

Teraz pora zeszklić, a nawet lekko poddusić cebulę, pokrojoną w pióra:


A następnie do cebuli dodać koncentrat pomidorowy (lepiej go trochę rozrzedzić). Na duży gar zupy dałem cały słoiczek koncentratu (mowa o najmniejszych słoiczkach koncentratu z Łowicza).


Cebulę z koncentratem smażymy chwilę, aż rozejdzie się wyraźny zapach smażonych pomidorów. Koncentrat musi się trochę podsmażyć.
Wrzucamy zawartość patelni do gara z wywarem i gotujemy na małym ogniu.

Teraz przygotowujemy kiszone. Pomidory łatwo dadzą się obrać ze skórki. Ogórki też należy obrać.
Następnie pokroić w kostkę. Wykorzystałem jednego wielkiego pomidora (zajął prawie cały litrowy słoik) i trzy średnie kiszone ogórki. Pokrojone wrzucamy do wywaru. Warto zachować sok z ogórków (ew. pomidorów), żeby móc nim doprawić zupę.


Ugotowane mięsa obieramy ze zbędnego tłuszczu (chociaż jak kto woli), błon, powięzi, kości, a następnie kroimy w cienkie paski. Dodajemy do zupy.


Wędliny, jeśli takowe mamy, powinniśmy pokroić, a następnie możemy podsmażyć. Dodajemy do zupy.


Na sam koniec gromadzimy oliwki (warto mieć trochę czarnych, trochę zielonych, zarówno z  pestkami  jak i drylowanych) i kapary. Dodajemy tuż przed końcem gotowania. Oczywiście zupę trzeba jeszcze doprawić. Tu obok pieprzu, soli (chociaż powinna być już wystarczająco słona), wspominanej w niektórych przepisach pietruszki czy kopru, można dodać zachowany kwas z ogórków.


Żadnej wkładki skrobiowej typu ziemniaki czy ryż, żadnego zabielania.
A tak to wygląda na koniec, jeszcze w garnku:

(wydaje mi się, że to zdjęcie wygląda nawet dość apetycznie, co jest dla mnie zaskoczeniem, bo z reguły fotografie zup na blogach niewiele się różnią od fotografii poimprezowych womitów)

Najlepiej podać z kleksem gęstej śmietany. Niektórzy podają z plasterkiem cytryny, jak gdyby sama zupa była za mało kwaśna.
Jak widać na zdjęciu, na zupę już ktoś się czai:




6 komentarzy:

  1. Śliczne zdjęcia i dobry przepis. Na pewno wyszła pyszna. Ja akurat z racji preferencji osobistych osób, które zupę spożywają nie dodawałem oliwek i kaparów. Dodałem ziemniaka - bo tak :).

    OdpowiedzUsuń
  2. A niby dlaczego nie ziemniak? Jak zniosła czarny salceson to w zasadzie chyba wszystko można do niej wrzucić. W ogóle to jest trochę jak u Platona. Solanka to bardziej idea, w niezliczonych materialnych manifestacjach ;)
    Prawdę mówiąc zastanawiałem się nad dodaniem ziemniaków. Oczywiście ziemniaki też muszą zmięknąć przed dodaniem kwaśnego, podobnie jak przy ogórkowej i żurku.

    OdpowiedzUsuń
  3. ilekroc bywam na Ukrainie, czy w Rosji , to standardem jest Soljanka. Ale kazda jest inna :)) Mam swoje ulubione lokale, miejsca, gdzie mozna zjesc dobra.
    Sporo pracy w przygotowaniu tej zupy, wazne kolejnosc skladników- lecących przez patelnie.
    Cytryna obowiazkowo, do zupy, ja dodaje w plasterkach na koncu, dobrze wycisnac sok
    kwestia jakie ogólki -mocno kwasne.
    Po prostu eksperymentowac :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za komentarz. Ja opieram się w zasadzie na solance gotowanej przez wujka i przyznam, że innych nie próbowałem, choć na Ukrainie bywałem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń