Zanim zabrałam się za mój pierwszy roślinny pasztet, znalazłam przepis u Mamy Alergika. Nieco go zmodyfikowałam i wzięłam się do pracy.
Przygotowałam:
300 g ugotowanej ciecierzycy
150 g pestek słonecznika (uprażonych na suchej patelni)
ok 200 g ugotowanej marchwi
szklanka puree z dyni
1 cebula
2 ząbki czosnku
łyżeczka oregano
pieprz
łyżka mielonego siemienia lnianego
150 g pestek słonecznika (uprażonych na suchej patelni)
ok 200 g ugotowanej marchwi
szklanka puree z dyni
1 cebula
2 ząbki czosnku
łyżeczka oregano
pieprz
łyżka mielonego siemienia lnianego
2 łyżki oliwy z oliwek
ewentualnie sól (ja nie dodawałam)
Zaczynamy od pokrojenia cebuli i czosnku, nie musi być bardzo drobno, bo potem i tak wszystko przejdzie przez maszynkę do mielenia. W garnku podgrzewamy oliwę i smażymy na złoty kolor cebulę z czosnkiem.
Dorzucamy do garnka ciecierzycę i pokrojoną w plasterki marchew oraz puree dyniowe, mieszamy, dusimy ok 10 minut pod przykryciem. Dosypujemy oregano i mieszamy. Zdejmujemy z ognia.
Piekarnik nastawiamy na 190 stopni. Blachę keksówkę smarujemy oliwą i posypujemy bułką tartą.
Zawartość garnka rozdrabniamy w maszynce do mielenia mięsa (można też blenderem, ale maszynka radzi sobie z tym szybciej), razem z pestkami słonecznika. Na koniec do maszynki wrzucamy małe kawałki suchej bułki, żeby "wykręcić" resztki naszej masy na pasztet. Zmieloną masę doprawiamy pieprzem, dosypujemy siemię lniane, dokładnie mieszamy i przekładamy do keksówki. Tutaj miałam pomocnika w postaci podjadacza ;)
Pieczemy ok 50 minut, studzimy w blaszce. Kroi się dobrze, ale dopiero po całkowitym wystudzeniu. Należy go przechowywać w lodówce.
Można jeść na kanapkach, albo solo. Jest pyszny, a przy okazji zdrowy :)
ewentualnie sól (ja nie dodawałam)
Zaczynamy od pokrojenia cebuli i czosnku, nie musi być bardzo drobno, bo potem i tak wszystko przejdzie przez maszynkę do mielenia. W garnku podgrzewamy oliwę i smażymy na złoty kolor cebulę z czosnkiem.
Dorzucamy do garnka ciecierzycę i pokrojoną w plasterki marchew oraz puree dyniowe, mieszamy, dusimy ok 10 minut pod przykryciem. Dosypujemy oregano i mieszamy. Zdejmujemy z ognia.
Piekarnik nastawiamy na 190 stopni. Blachę keksówkę smarujemy oliwą i posypujemy bułką tartą.
Zawartość garnka rozdrabniamy w maszynce do mielenia mięsa (można też blenderem, ale maszynka radzi sobie z tym szybciej), razem z pestkami słonecznika. Na koniec do maszynki wrzucamy małe kawałki suchej bułki, żeby "wykręcić" resztki naszej masy na pasztet. Zmieloną masę doprawiamy pieprzem, dosypujemy siemię lniane, dokładnie mieszamy i przekładamy do keksówki. Tutaj miałam pomocnika w postaci podjadacza ;)
Pieczemy ok 50 minut, studzimy w blaszce. Kroi się dobrze, ale dopiero po całkowitym wystudzeniu. Należy go przechowywać w lodówce.
Można jeść na kanapkach, albo solo. Jest pyszny, a przy okazji zdrowy :)
Ale ładny pasztet wyszedł:) I ja spróbuję ze słonecznikiem!
OdpowiedzUsuńA ja piekę podobnie pasztet sojowy, ale zamiast słonecznika daję nasiona lnu.
OdpowiedzUsuńU mnie właśnie moczy się ciecierzyca na kolejny pasztet :) Dziś dodam trochę pestek z dyni dla odmiany. Soi w kochni prawie nie używam (jedynie czasem sosu sojowego), bo jest silnym alergenem, boję się że skóra naszych dzieciaków mogłaby jej nie zaakceptować.
OdpowiedzUsuńUwielbiam pasztet z pieczarek! Tego też chętnie wypróbuję!
OdpowiedzUsuń